Tak bardzo sobie nie radzę
Komentarze: 0
Przestałam jeść, spać, odczuwać. Myśli zalewają mnie falami. Co zrobiłam? Co zrobiłam takiego? Czemu mój związek nie wyszedł choć robiłam wszystko co w mojej mocy żeby go uratować? Dlaczego tak się stało? Dlaczego nadal go kocham? Przecież on mnie ranił, był obojętny na moje potrzeby i uczucia. Czy jest dla mnie jakaś przyszłość? Planowaliśmy wspólny dom, dzieci, studia. Teraz jestem w kropce. Zaczynam od zera i to mnie przeraża. Niektórych rzeczy nie da się już uratować, ale dlaczego czuję się, jakbym przechodziła żałobę. Płaczę i nie jem. Powinnam gdzieś wyjść, zabawić się ze znajomymi, ale zostali w moim rodzinnym mieście. Jestem całkowicie sama w obcym wielkim epicentrum egoizmu w wielkopolsce. Mój drogi były chłopaku, dlaczego byłam na tyle naiwna, żeby brać za pewnik, że zawsze będziemy razem i nigdy już nie będziemy samotni. Dlaczego zamiast spotykać się z innymi studentami z roku - wybrałam Ciebie? Teraz przynajmniej miałabym grono znajomych, może miałabym z kim wyjść. Ktoś by mi mówił "ej, on nie był tym na całe życie". Mam wrażenie, że oszaleję w czterech ścianach. Muszę coś robić. Muszę zapomnieć. Zacząć się uśmiechać. Obdzielić miłością kogoś, kto to odwzajemni.
Tylko jak wyjść z żałoby? Jak zacząć się znów uśmiechać? Jak przetrwać ten brak drugiej osoby, brak przytulenia, wspólnego zasypiania? Dlaczego czuję, jakby już nic dobrego miało mnie w życiu nie spotkać?
Dodaj komentarz